Kolejna relacja z motocyklowej wyprawy Wiktora Kammera

0

Jeden motocykl, jeden motocyklista, tysiące kilometrów… Wyprawa motocyklowa po Europie – ciąg dalszy…. Dzień 5; Trasa: Rzym-Cannes; Długość: 735 km

Pierwsze zmęczenie przyszło w piątym dniu podróży, tuż przed wjazdem do Francji. Pobudka rano, obowiązkowy wyjazd o 9:00, by do wieczora uporać się z całą zaplanowaną na ten dzień trasą. Planowo miałem jechać wzdłuż zachodniego wybrzeża Włoch. czytaj więcej



 Prawie zasypiając na baku pokonałem pierwsze 300 km. Zmęczenie, plus nieciekawa pogoda (padał deszcz) spowodowało, że trzeba było szybko zmienić ubranie. Gdyby ktoś wtedy zapytał mnie co robiłem wczoraj, nie odpowiedziałbym! Jeden dzień kasuje następny, ale takie luki w pamięci to przyjemne uczucie, kiedy odcinasz się od wszystkich i wszystkiego. Słońce wyszło tuż za granicą Francuską, jakby na powitanie, że wreszcie tu dotarłem… po raz pierwszy. Zawsze jakoś wybierałem południe i wschód Europy.

Francja… większości z nas kojarzy się z serami, winami i z nieprzyjemnymi i zadufanymi w sobie Francuzami. Podczas swojej podróży przyglądałem się często ludziom, jak jeżdżą, w jaki sposób ze sobą rozmawiają na ulicy, w restauracjach. I nic z tego naszego wyobrażenia się nie potwierdziło, Francuzi, których widziałem, z którymi rozmawiałem to przemili, komunikatywni i uśmiechnięci ludzie. Co ważne, mówiący biegle po angielsku.

Pozytywnie zaskoczył mnie też ruch drogowy, była to cudowna odskocznia od włoskiego stylu jazdy. Tu nikt na nikogo nie trąbił, nikt nie zajeżdżał sobie drogi, choć jeździło się dynamicznie. Nawet miejskie autobusy przepuszczały motocyklistów na pasach!

Kiedy o 18:00 wjechałem do Cannes, po pierwszym rozglądnięciu się po mieście, zacząłem szukać noclegu. Przejechałem wzdłuż jednej głównej ulicy, wjechałem na drugą i nic! Nic nie widać z pozycji siedzącego. Po półgodzinnie bezskutecznego polowania na jakikolwiek szyld, włączyłem Internet. Nagle okazało się, że tam, gdzie stałem było pięć hoteli! Ale nie miały szyldów do jakich jesteśmy przyzwyczajeni w Polsce, wystających, pstrokatych, świecących. Tam wszystko musi być uporządkowane, eleganckie, pełne smaku. Nazwy hoteli wypisuje się złotymi literami bezpośrednio nad wejściem, dlatego trudno było mi je dostrzec.

Noc spędziłem w hotelu prowadzonym przez parę Francuzów. Wieczorem zaprosili mnie na naleśniki, rozmawialiśmy o Polsce i Krakowie:

– What kind of boats do you have in Cracow?

– In Cracow? You mean on the river?

– On the sea?

– …?

W obliczu takiej sytuacji musiałem opowiedzieć im co nieco o geografii polskiej, by wyprowadzić ich z błędu, że Kraków to nie Gdańsk.

Dzień 6

Trasa: Cannes – Mandello del Lario

Długość: 425 km

Następnego dnia udałem się do Nicei, to jedno z popularniejszych miasteczek turystycznych na Lazurowym Wybrzeżu, ale znacznie mniej luksusowe niż Cannes. Lazurowe Wybrzeże to w sumie ciąg miasteczek położonych nad Morzem Śródziemnym, jedno przechodzi w drugie i trzeba dobrze przyglądać się tabliczkom. W Nicei musiałem zatankować, kierując się znakami dojechałem do kamienicy ze znakiem BP, rozglądnąłem się i zobaczyłem na podjeździe dwa dystrybutory. W kamienicy na parterze ktoś prowadzi stację benzynową?! U nas się z czymś takim nie spotkałem.

Z Nicei wyruszyłem do Monako, najmniejszego państwa na świecie. Standardowo postanowiłem zwiedzić miasto z pozycji motocyklisty, wjechałem w jedną ulicę, potem w drugą, przez tunele. Akurat rozmawiałem przez telefon, kiedy na końcu tunelu ukazał mi się kawałek toru… Chyba najlepsze słowo, którego powinienem w tym momencie użyć to szok! Po prostu nie mogłem wydobyć z siebie głosu, tak że osoba po drugiej stronie telefonu pytała kilkukrotnie czy nic mi nie jest. Przez totalny przypadek trafiłem na tor wyścigowy, jeszcze otwarty, bo wyścigi miały odbyć się dopiero za kilka tygodni, ale pracownicy już stawiali metalowe bandy, napinali siatki, budowali trybuny, choć tor był cały czas otwarty dla ruchu miejskiego. Wjeżdżając tam po prostu czuło się te emocje, tę adrenalinę, jakbym sam był uczestnikiem wyścigu..Nie mogłem dalej rozmawiać, próbowałem sklecić niezgrabne przeprosiny i po prostu się rozłączyłem. Postanowiłem objechać ten tor dwukrotnie, trasa zawierała wiele wzniesień, ciasnych zakrętów, wąskich odcinków, w końcu to tu kierowcy Formuły 1 zmieniają biegi co 2 sekundy!

Otrząsnąwszy się wreszcie z szoku, kontynuowałem zwiedzanie miasta. Ulice pięły się w górę, jak w San Francisco, minimum 15 stopni nachylenia. Oglądałem zaparkowane wzdłuż wybrzeża samochody, „najgorszy” jaki udało mi się wyłapać na tutejszych rejestracjach to Audi S8 z 2014, większość aut to Porsche, Ferrari, Lamborghini, no, ale to Monako, więc chyba nie ma się co dziwić.

Francja zachwyciła mnie od pierwszej chwili: palmy, piękne bulwary, luksusowe samochody i jachty na każdym kroku przykuwały moją uwagę zarówno w Cannes, Nicei jak i Monako. Ten najważniejszy turystycznie region Francji zdobył moje serce, a tego przejazdu po ulicznym torze w Monte Carlo, gdzie podczas Grand Prix Formuły 1 ścigają się najlepsi kierowcy na świecie, nie zapomnę do końca życia.

Z Monako udałem się z powrotem w stronę granicy francusko-włoskiej, znów powitał mnie deszcz. Ruszyłem w kierunku Turynu. Granatowe alpejskie niebo zaczęło pokrywać się gęstymi, białymi chmurami, a wzmagający się wiatr potęgował odczucie zimna. W powietrzu unosił się zapach nadchodzącego deszczu. Załamanie pogody następuje tu błyskawicznie. Podczas tego wyjazdu burza w Alpach zastała mnie dwukrotnie. Za każdym razem niebo rozświetlały kolejne błyski i pioruny. Urok Alp zniknął w strugach deszczu, musiałem mocno skoncentrować się na ostrożnej jeździe. Wieczorem byłem już w Mandello del Lario. Postanowiłem przenocować w zabytkowym apartamencie, którego właścicielka ma chyba większość kamienic w okolicy. Przy meldunku zobaczyłem stos kluczy podzielony według numerów kamienic. Po szybkiej kolacji po prostu padłem, ilość wrażeń i zmienna pogoda wykończyły mnie kompletnie.

Share.

About Author

Comments are closed.